środa, 31 sierpnia 2022

Ulica w Kobyłce dla Mirona i Swena czyli grupa kobyłecka - część II

 Miron w sosie kobyłkowo – jarzębinowym

Przyjaciel Mirona Białoszewskiego malarz Ludwik Soliński tak opisywał Mirona w okresie funkcjonowania grupy kobyłeckiej: „(…) jak go poznałem, Miron był już całkowicie ucukrowany i usmażony, w sosie kobyłkowo-jarzębinowym, pod silnym patronatem Swena.[1]

O wzajemne inspiracje i wpływy między Białoszewskim i Czachorowskim spierają się literaturoznawcy, jednakże wpływ mazowieckich peryferii – w tym Kobyłki czy Wołomina na twórczość Mirona Białoszewskiego (jak i Swena Czachorowskiego), w szczególności w okresie gdy uczestniczyli w spotkaniach grupy kobyłeckiej, jest niezaprzeczalny.

Białoszewski był zafascynowany małymi prowincjonalnymi miasteczkami, peryferiami, folklorem przedmieść. Szukał piękna w rzeczach codziennych, często trywialnych, zderzając je z tzw. kulturą wysoką. W jego debiutanckim tomie wierszy, wydanym w 1956 r., zatytułowanym „Obroty rzeczy”, znalazł się m.in. cykl „Ballady peryferyjne”, a w nim wiersze: „Dwie kuźnie najpóźniejsze” i „Filozofia Wołomina”.

Miron Białoszewski "Dwie kuźnie najpóźniejsze"


 


Miron Białoszewski "Filozofia Wołomina"

Jak pisze Dariusz Kulesza o „Balladach prowincjonalnych” Białoszewskiego w książce „Z historią literatury w tle: daty, osoby, miejsce”:

           „(…) Można mówić tutaj o prowincjonalności, ale peryferyjnej, bo Wołomin (Filozofia Wołomina, Dwie kuźnie najpóźniejsze) liczący sobie w 1955 roku osiemnaście tysięcy mieszkańców i Kobyłka (Dwie kuźnie…), która prawa osiedla otrzymała w 1957 roku są graniczącymi za sobą miejscowościami prowincjonalnymi, lecz także peryferyjnymi (prowincja peryferyjna) wobec oddalonej o dwadzieścia kilometrów stolicy. Nic wiec dziwnego, że warszawska Praga oraz Wołomin z Kobyłką występują razem, powiązane w wierszach ze sobą uzupełniająco i upodobniająco.”[2]

 W tę prowincjonalno – peryferyjną scenerię poeta wplata porównania i motywy mitologiczne i biblijne. W „Dwóch kuźniach” pojawia się odniesienie do rzymskiego boga ognia Wulkana, a z kolei w „Filozofii Wołomina” do biblijnych trzech króli i stajenki betlejemskiej.  

           „(…) rytuał odwiedzania budki z piwem prowokuje mit trwalszy niż krucha „stajenka Wołomina”, tak trwały jak betlejemska szopa. Warszawska Praga, Wołomin czy Kobyłka ocalają swoją tożsamość (…), dzięki zwycięstwu czasu, czyli paradoks – schwytaniu go, zatrzymaniu w trwającą niezmiennie cykliczność codziennych celebracji, gdy tymczasem w centrum czas rozwija się linearnie, ucieka bez wytchnienia.”[3]

„Odkrywcą” talentu Mirona Białoszewskiego, a następnie patronem jego debiutu literackiego był krytyk literacki Artur Sandauer. Jak wynika z jego wspomnień, „odkrycie” to nastąpiło właśnie w Kobyłce, w czasie jednego ze spotkań grupy kobyłeckiej, podczas którego Białoszewski recytował swój wiersz „Karuzela z madonnami”.    

            „Białoszewskiego poznałem nieco wcześniej w podwarszawskiej Kobyłce, gdzie czytał mi Karuzelę z madonnami. Tę – uznałem z miejsca za arcydzieło i poprosiłem o więcej. Przyniósł mi stos bibułek, które posegregowałem w cykle i zatytułowałem. W przyszłości – za lat pięć – miały wyjść z tego Obroty rzeczy.”

Artur Sandauer „Byłem…”, wyd. PIW str. 94

Kilka lat później piosenkę „Karuzela z madonnami”, skomponowaną do słów wiersza Mirona Białoszewskiego, unieśmiertelniła swoim brawurowym wykonaniem na festiwalu w Opolu w 1963 r. – Ewa Demarczyk.

Wiersz „Karuzela z madonnami” też wpisuje się w nurt fascynacji Mirona Białoszewskiego prowincjonalnością peryferyjną i być może inspiracją do niego była jedna z wypraw poety na, pojawiający się w przywołanych powyżej wspomnieniach, niedzielny festyn w Wołominie, z kręcącą się karuzelą. 

 

„Sonety kobyłeckie” Swena

Swen Czachorowski pozostaje w cieniu dużo sławniejszego Mirona Białoszewskiego. Z Kobyłką jednak jego związki są równie silne, a może nawet silniejsze niż w przypadku Mirona. Czachorowski przeprowadził się do Kobyłki z matką i żoną - Hanną Wolską, po wojnie w 1947 r., i właśnie w jego domu spotykała się bohema literacka ówczesnej Warszawy, zwana później grupą kobyłecką. To również w Kobyłce rozpoczął się twórczy okres w życiu Czachorowskiego jako poety. Jak pisze Marek Zaleski w „Echach idylli”:

          „(…) w latach kobyłeckich napisał Czachorowski tak wiele, że jeszcze długo przedrukowywał swoje teksty z tego okresu w kolejnych tomikach (…).”[4]

Podobnie jak Miron Białoszewski, Swen Czachorowski zafascynowany był klimatami małych, prowincjonalnych miasteczek, mazowieckim folklorem i pejzażem, peryferiami kultury. Chyba najpełniejszy wyraz tej fascynacji poety znaleźć można w „Sonetach kobyłeckich”, „Gębach mazowieckich” i „Ogrodzieńcach” - cyklach wierszy z tomu „Owoc z moich piasków” z 1961 r. W wierszach tych pojawiają się: mazowieckie jarmarki z Wyszkowa, Nasielska czy Pułtuska, linia kolejowa do Tłuszcza i stacja Ząbki, sad w Jarzębiej łące – poddane oryginalnej obróbce poetyckiej Swena Czachorowskiego.

„Sonety kobyłeckie”, po ich ukazaniu się drukiem, zostały ocenione przez historyka literatury Michała Głowińskiego jako „nie tylko najpełniejsze osiągnięcie w dotychczasowej twórczości Czachorowskiego, ale także jeden z największych sukcesów, zdobytych przez poetów, których nazwać można „pokoleniem 1956.””[5].    




Swen Czachorowski "Dokoluśka Sonet" z cyklu Sonetów kobyłeckich


Swen Czachorowski "Centralne Ząbki Główne" z cyklu Gęby mazowieckie


              „Mazowsze Czachorowskiego jest definitywnie Mazowszem jego suwerennej wizji: groteskowo – humorystycznym w swojej upartej i niezmiennej małomiasteczkowości, różnorodnym kulturowo, religijnie i obyczajowo choćby przez pamięć o żydowskich osadach, gwarnym od kolokwialnego żywiołu mowy codziennej, zdyszanej i niedookreślonej.”[6] 

Te wiersze to również poetycki dokument epoki, obraz świata, którego już nie ma. Zdaniem Michała Siwkowskiego:

              ”Kraina o nazwie „Centralne Ząbki Główne” już nie istnieje. „Bazar Różyckiego” na warszawskiej Pradze już dawno zatracił swój niepowtarzalny klimat i stał się jeszcze jednym targowiskiem miejskim. Regionalizm i dialekty zawstydzone odeszły z języka w zapomnienie. (…) Nie istnieje już folklor przedmiejski i małomiasteczkowy, który znajdujemy w wierszach Czachorowskiego i Białoszewskiego. Świat ten już nie istnieje.”[7]

Swen Czachorowski był również autorem utworów prozatorskich. Wiele z nich powstało właśnie w Kobyłce: opowiadania „Transformator tryumfalny” (datowane Kobyłka 1953), „Dziady bródnowskie” (Kobyłka, 13 XI 1954), „Kość z krzewu gorejącego” (Kobyłka, listopad 1954)[8].  

 

Kobyłka była więc miejscem spotkań bohemy literackiej, inspirowała poetów, „patronowała” cyklowi sonetów, tu „odkryto” talent Mirona Białoszewskiego. Wielka szkoda, że te fakty są tak mało znane, nie istnieją w świadomości mieszkańców Kobyłki – czy grupa kobyłecka, Miron Białoszewski, Swen Czachorowski nie zasługują na upamiętnienie ich związków i pokazanie, że Kobyłka powinna być dumna ze swoich „literackich” korzeni?

Może warto o tym pomyśleć teraz, tym bardziej że jest dobra okazji - w tym roku mija 100 lecie urodzin Mirona Białoszewskiego?    



[1] Andrzej Krzysztof Waśkiewicz, „Twórczość Mirona Białoszewskiego” str. 12; http://biblioteka.kijowski.pl/

waskiewicz%20andrzej%20k/tworczoscmirona.pdf

[2] Str. 170; https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/handle/11320/8973

[3] Dariusz Kulesza „Z historią literatury w tle: daty, osoby, miejsce”  str. 172;  https://repozytorium.uwb.edu.pl/

jspui/handle/11320/8973

[4] Marek Zalewski „Echa idylli”, wyd. Universitas str. 88;  https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=121323

[5] Piotr Łuszczykiewicz „Rec.: Michał Siewkowski, Poetyckie światy Stanisława Swena Czachorowskiego. Toruń 2004; Pamiętnik Literacki 2007, 1 s. 239; https://rcin.org.pl/Content/112942/PDF/WA248_84740_P-I-30_luszczykiewicz-siewko_o.pdf

[6] Jw. str. 240

[7] Jw. str. 240.

[8] Marek Zalewski „Echa idylli”, wyd. Universitas str. 95; https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=121323

 


Ulica w Kobyłce dla Mirona i Swena czyli grupa kobyłecka - część I

Dlaczego w Kobyłce nie ma ulic imienia Mirona Białoszewskiego oraz Stanisława Swena Czachorowskiego?

Obu poetów łączyło z Kobyłką bardzo wiele. Kobyłka, i szerzej Wołomin, krajobrazy oraz atmosfera mazowieckiej prowincji, wywarły niezaprzeczalny wpływ na ich twórczość, a nawet znalazły w ich utworach (w niektórych przypadkach nawet dosłowne) odzwierciedlenie. Miron Białoszewski i Swen Czachorowski byli przecież najważniejszymi przedstawicielami tzw. grupy kobyłeckiej czyli grupy artystów, którzy w latach 40 i 50 – tych XX wieku spotykali się w Kobyłce, tu tworzyli swoje utwory, dyskutowali o literaturze, malarstwie i teatrze, urządzali wieczory poetyckie.  

Kilka słów wstępu

Miron Białoszewski (1922-1983), którego setna rocznica urodzin przypada w tym roku, znany jest chyba najbardziej jako autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego”, w którym zawarł swoją relację z powstania, widzianego z perspektywy świadka - wnikliwego obserwatora, wysuwając na pierwszy plan ludność cywilną, zwykłych mieszkańców Warszawy. Na kartach „Pamiętnika…” pojawia się też postać Swena tj. Stanisława Swena Czachorowskiego, z którym Miron Białoszewski zaprzyjaźnił się w czasie okupacji i potem razem przeżyli koszmar powstańczych dni w Warszawie. Po wojnie Miron Białoszewski pracował jako reporter w kilku warszawskich gazetach. W latach 50 - tych wraz z m.in.: Ludwikiem Heringiem i Lechem Emfazym Stefańskim był twórcą (autorem tekstów i aktorem) awangardowego i eksperymentalnego Teatru na Tarczyńskiej, potem Teatru Osobnego. Był autorem tomów wierszy m.in.: „Obroty rzeczy”, "Rachunek zachciankowy",  „Było i było” oraz prozy m.in. „Donosów rzeczywistości”, „Szumów, zlepów, ciągów”.  Jego twórczość uznawana jest za jedną z najbardziej oryginalnych w polskiej literaturze XX wieku.

Stanisław Swen Czachorowski (1920-1994) pozostaje w cieniu Mirona Białoszewskiego, swojego wieloletniego przyjaciela. W czasie okupacji w Warszawie, wspólnie z Mironem, prowadził konspiracyjny Teatr Swena. Po wojnie ukończył studia aktorskie; występował w teatrach w Olsztynie i w Warszawie. Pod koniec lat 40 – tych Swen Czachorowski zamieszkał z rodziną w Kobyłce, a jego dom stał się miejscem spotkań poetów, artystów, intelektualistów, tworzących grupę kobyłecką. Był autorem tomów wierszy m.in.: „Biały semafor”, „Owoc z moich piasków”, „Summa strony sonetu” oraz opowiadań „Pejzaż Gnojnej Góry”.    

File:Miron Białoszewski 1960.jpg
Miron Białoszewski Wikipedia
File:Swen Czachorowski.jpg
Stanisław Swen Czachorowski Wikipedia

 

Grupa kobyłecka czyli Szufladowcy z Kobyłki

Skąd nazwa „grupa kobyłecka”? Zaczęło się chyba od tego, że w 1947 r. Swen Czachorowski zamieszkał w Kobyłce, na Stefanówce.

         „Swen wynajął tam dwa pokoje, oraz dużą oszkloną werandę, która w lecie służyła jako pełen światła i powietrza pokój, a w zimie ze względu na trudności z ogrzewaniem musiała być zamknięta. Podobnie jak później u Mirona, w mieszkaniu Swena specyficzny nastrój robiły postaci drewnianych świątków, bukiety schnących ziół i polnych kwiatów, a przez okna widać było ogródek i dawny lasek, w którym teraz powstało jedno z podwarszawskich letnisk.”

Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Stanisława Prószyńskiego, s. 36 

W domu Swena Czachorowskiego zaczęli się spotykać poeci, krytycy literaccy, muzycy, twórcy teatralni, intelektualiści. Wśród nich był przede wszystkim przyjaciel Swena, jeszcze z czasów okupacji, Miron Białoszewski, a także m.in. Bogusław Choiński, Ludwig Hering, Ludmiła Murawska, Lech Emfazy Stefański, Irena Prudil, Jerzy Grygolunas, Stanisław Prószyński, Jerzy Ficowski, Wanda Chotomska.

Artyści spotykali się w Kobyłce nie tylko u Swena Czachorowskiego, ale też u małżeństwa Ireny Prudil i Jerzego Grygolunasa (którzy również zamieszkali w Kobyłce). Urządzali tu wieczory autorskie poezji, słuchali wspólnie muzyki z płyt (głównie klasycznej), dyskutowali o literaturze, teatrze, polityce.

         „Kobyłka – to cały rozdział historii środowiska. Wspólne sprawy, lektury, perypatetyczne dyskusje, rozmowy przy bardzo mocnej herbacie lub rzadziej kawie. Piszcząca bieda, właściwie nędza – i uczty, gdy wpadły jakieś pieniądze. Alkoholu niedużo się pijało w Kobyłce, i to raczej wino (bywało często, że owocowe, bo tańsze) niż wódkę. A jadło się różnie: od niczego – do takich dziwactw kulinarnych (to mi zapadło w pamięć!) jak winogrona na kanapce z tatarem. A rozmowy…”.

Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Jana Józefa Lipskiego, s. 131 

         „Na werandzie u Swena zaczęły się pierwsze rozmowy na temat przyszłego teatru. Awangardowego i eksperymentalnego. Przyjeżdżali do Kobyłki Lech Emfazy Stefański, Boguś Choiński z Zielonki, odległej o parę kilometrów, albo, już z Warszawy, Staś Prószyński. No i Miron, który przywoził czasem Ludwika Heringa i jego młodziutką siostrzenicę malarkę.”

 Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Ireny Prudil, s. 79

Oprócz czytania wierszy i rozmów, uczestnicy spotkań w Kobyłce spędzali czas bardziej aktywnie. W ich wspomnieniach z tamtych czasów pojawiają się też: spacery po kobyłkowskich polach i łąkach, w tym do „Domu nad łąkami” Zofii Nałkowskiej, wizyty na odpuście w kościele św. Trójcy w Kobyłce, niedzielne festyny z karuzelą i strzelnicą w Wołominie, wyprawy do lasów w Zielonce czy wędrówki po okolicznych wsiach. 

          „Dużą atrakcją pobytu w Kobyłce stanowiły piękne spacery po okolicznych polach i lasach czy zagajnikach, między innymi do pobliskiego „Domu nad łąkami Nałkowskiej”.”

   Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Stanisława Prószyńskiego s. 36  

         „W kobyłce jest piękny barokowy kościół z XVIII wieku. Ze starymi obrazami, rzeźbami i polichromią na ścianach odkrytą w czasie remontu. W XIX wieku ksiądz Marmo pięknie ją zamalował w czasie odświeżania kościoła. Ale pod grubą warstwą tynku i farby zachowało się dzieło starych mistrzów. Miron nieraz siadał w stallach i wodził oczami po świątyni. Zawsze lubił zapach i półmrok kościołów, wyłaniające się z niego obrazy, aniołki i figury świętych. (…)

           Chodziliśmy z Mironem na kobyłkowskie odpusty, by kupować gliniane koguciki – gwizdawki, kolorowe ptaszki na gumce i barany ze złotymi rogami. W peryferyjnym pejzażu Wołomina kręciła się w niedzielę karuzela – pokryta malowidłami panien, w białych ślubnych sukniach, łabędzi i jeleni na tle gór oraz księcia Pepi skaczącego w odmęty Elstery. Można było postrzelać do papierowych róż i wygrać różnobarwne baloniki lub słonia z fajansu. Miron lubował się w takim otoczeniu. (…) 

         Wtedy też zaczęło się u niego zauroczenie folklorem wsi przykobyłkowskich. Te pola z dziewannami, opłotki chałup pełne floksów i mieczyków, jałowców i świątków, polnych kapliczek, były dla niego niepowtarzalne. Krzyże przydrożne, wiejskie kościółki, koślawe studnie z drewnianymi wiadrami – wszystko go zachwycało. Zdeptaliśmy dziesiątki kilometrów piaszczystej ziemi mazowieckiej w poszukiwaniu madonn, frasobków, krzywych Nepomucenów, ukrzyżowanych Chrystusików, aniołków.”

Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Ireny Prudil, s. 78 

Zdarzały się też wycieczki o bardziej niekonwencjonalnym przebiegu.

        „Pamiętam, że któregoś wrześniowego, gorącego popołudnia w Zielonce poszliśmy z Mironem i Anią Szulc do pobliskiego lasu, narwałyśmy jarzębin, chmielu, jakichś traw. Rozebraliśmy się prędziutko i ustroili w girlandy, pióropusze i czerwone korale. Rozbrykani w nagrzanym, pustym lesie wpadliśmy w jakąś euforię; śpiewaliśmy chyba Mozarta, tańczyliśmy, niepomni ponurej rzeczywistości.” 

Hanna Kirchner, „Miron. Wspomnienia o poecie”, wyd. Tenten; wspomnienie Teresy Chabowskiej-Brykalskiej, str. 97

Członkowie grupy kobyłeckiej nie byli zwolennikami panującego ówcześnie w sztuce socrealizmu, kontestowali siermiężną rzeczywistość lat 50 – tych, więc ich twórczość pisana była głównie do szuflady. Stąd też zapewne określenie ukute przez krytyka literackiego Artura Sandauera - „Szufladowcy z Kobyłki.”.

        „Był to czas dna socrealizmu. Uczestnicy sympozjów w Kobyłce nie tylko nie doznawali żadnych pokus, by się do niego dołączyć, ale prawdę mówiąc, nie bardzo nawet zauważali, co się wokół nich w czasopismach i wydawnictwach dzieje. (…) Po prostu Miron, Swen, Boguś i inni nie publikowali. (…) W sprawach sztuki, poezji, pisania w całym tego słowa znaczeniu – obowiązywał bezwzględny nonkonformizm.” 

Jan Józef Lipski „Miron widziany przeze mnie””, w „Teksty drugie” nr 6 (12) 1991; str. 147

Grupa kobyłecka funkcjonowała na marginesie ówczesnego życia literackiego i kulturalnego, stając się jednocześnie: „najbardziej kampową i wywrotową cyganerią artystyczną w dobie stalinizmu”[1],  „bohemą wybierającą świadomie życie na marginesie i kontestującą oficjalne życie literackie[2], „enklawą wolności i towarzyskiej zabawy w dobrym stylu”.[3]  

Zachowywali się niekonwencjonalnie, starali się ignorować otaczającą ich ponurą rzeczywistość i narzucone odgórnie założenia oficjalnej sztuki, a w swojej twórczości łączyli sztukę wysoką z niską, potoczność z metaforą, pisanie z życiem. 

         „Miron Białoszewski, Stanisław Swen Czachorowski, Lech Emfazy Stefański, Bogusław Choiński – spotykający się na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych w podwarszawskiej Kobyłce, u Swena – byli rówieśnikami amerykańskich bitników. (…) Ci z Kobyłki (…) również dążyli do sztuki autonomicznej, a zarazem „sprawdzonej sobą”.(…) A poza tym, podobnie jak tamci nowojorczycy, ci (..) z Kobyłki próbowali euforyzujących środków – w swojskim wydaniu.”

Tadeusz Sobolewski „Człowiek Miron”, wyd. Znak, str. 218

         „Można by zaryzykować stwierdzenie następujące: poeci, zepchnięci na margines życia (literackiego, ale także na szczególny margines społeczny), z tego, co było marginesem, peryferiami, postanowili uczynić centrum świata.”[4]

 



[1] Tomasz Kaliściak „Katastrofy odmieńców”, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, s. 265 

[2] Marek Zalewski „Echa idylli”, wyd. Universitas str. 86  https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=121323

[3] Jw.

[4] Andrzej Krzysztof Waśkiewicz, „Twórczość Mirona Białoszewskiego” str. 12; http://biblioteka.kijowski.pl/

waskiewicz%20andrzej%20k/tworczoscmirona.pdf